czwartek, 16 kwietnia 2015

Dyle, czyli przecinając las nocą.

                             Kyle spał w najlepsze w górach prześcieradeł oraz kołder, odpoczywając po nieprzespanych nocach, podczas których imprezował po zagranych koncertach. Uwielbiał Londyn – było tutaj tyle zabawy, festiwali. Tutaj miał bardzo wygodne mieszkanie, które kupił po studiach. Kiedyś razem z przyjaciółmi przesiadywał całe dnie i noce w tym miejscu, jednak teraz każdy miał swój własny kąt.
Już miał przewrócić się na drugą stronę i spać dalej, gdy nagle jego telefon zaczął wygrywać rytm jego dzwonka. Mężczyzna jęknął, ignorując z początku muzykę, ale po kilku minutach to było takie natarczywe, że nie mógł tego znieść.
Jasność wyświetlacza oślepiła Kyle’a na sekundę, ale zobaczył znajomy numer, który ostatnio bardzo często do niego dzwonił.
Dan.
Odebrał od razu, jednak gdy nikt nie odezwał się po drugiej stronie, jęknął i przemówił.
-Jest jakiś cholerny powód, dla którego dzwonisz do mnie o trzeciej w nocy?
I wtedy w słuchawce rozległo się ciężkie oddychanie i pociąganie nosem, a Kyle zmarszczył brwi, słysząc dziwne zawodzenie. Czy on płakał? CO?
-Dan? Co się dzieje, stary?
Serce Kyle’a zaczęło bić szybciej i coś skręciło jego żołądek. Zmęczenie nagle zniknęło.
-DAN.
I w końcu mężczyzna usłyszał drżący głos swojego przyjaciela, którego prawie nie rozpoznał. Dan był zawsze wyszczerzony i spokojny…
-Prze… Raszam, Ky… -wyjąkał, czkając. – Potrzebu… Cię.
Kyle westchnął głośno i spróbował zrozumieć słowa przyjaciela. Zrzucił z siebie kołdrę i zauważył, że spał w ubraniu, nawet o tym nie wiedząc.
W sumie się nie zdziwił.
 Wstał z łóżka i zaczął krążyć po pokoju, słysząc jak Dan oddycha nierówno i szepta coś niezrozumiale. Kyle nie miał pojęcia, co się dzieje, ale wiedział, że jego przyjaciel go potrzebuje, nieważne jak trywialna może być ta sprawa.
-Już jadę – powiedział stanowczo. – Mów do mnie ciągle, dobrze?
Ich przyjaźń zwykle polegała na dzieleniu się wspólną radością, szczęściu i uśmiechach. Mimo wszelkich wzlotów i upadków, zawsze byli weseli.
Co się mogło stać? Dlaczego tak nagle nastąpiło takie załamanie? Czy znowu naoglądał się Twin Peaks…? Nie, to musiało być coś ważniejszego!
 Kyle’a jednak nagle olśniło. Wiedział, co się działo z Danem. Jego przyjaciel kiedyś opowiadał mu o tym, że cierpi na bezsenność i ma czasem ataki paniki. Wiedział, że utrudnia mu to wiele rzeczy, ale ostatnio to wszystko jakoś… zniknęło, zeszło na drugi plan. Dan nic nie mówił, więc Kyle nie zgłębiał tematu, choć martwił się, gdy mężczyzna trząsł się czasem bez powodu.
                                     Szybko ubrał tenisówki, nadal namawiając Dana do mówienia czegokolwiek, jak na przykład opis wyglądu jego łóżka czy sznurowadeł. Słyszał jego drżący głos, zaniepokoił się jeszcze bardziej.
-Już jadę, Dan, okej?
-Ok…Kej.

Wparował do pokoju, w którym pomieszkiwał Dan, nawet nie przejmując się pukaniem. Kto by to robił w takiej sytuacji?
Kyle stanął w drzwiach, szukając w ciemności przyjaciela. Rozejrzał się gorączkowo, szybkim ruchem zapalił światło i zobaczył to, czego szukał… Coś ścisnęło go za gardło, pozbawiając oddechu.
Dan leżał skulony w kącie w pozycji embrionalnej, przyciskając małą poduszkę do twarzy. Kyle szybko zabrał mu ją w panice, że ten zaraz zacznie się dusić. Potrzebował powietrza przy ataku! Błękitne oczy znalazły miejsce na jego oczach, przyglądali się sobie przez chwilę, która trwała wieczność.
Dan był zarumieniony, miał cienie pod przekrwionymi ślepiami, a jego policzki były wyraźne mokre od łez. Kyle westchnął ciężko.
-Danny…
Uklęknął obok niego i niesfornie objął go ramieniem, próbując umieścić jego głowę na swoim ramieniu, jednak ten siedział twardo i trzymał ją zadartą, próbując skupić wzrok na odpadających kawałkach tapety.
Jego oddech z początku był głęboki i bardzo nierówny, jednak gdy Kyle zaczął głaskać go po ramieniu w milczeniu, uspokoił się
-Zabierz mnie stąd, Kyle… – poprosił, o dziwo spokojnym głosem.



Jechali samochodem, co zwykle Dana uspokajało. Pojazd kiwał się delikatnie na boki, sprawiając, że zasnąć było o wiele łatwiej. Do tego Kyle wybrał ścieżkę rzadko wybieraną przez głośne tiry czy ciężarówki. Jechał uważnie, omijając wyboje, aby Dan spał bezpiecznie.
Nawet nie odważył się odjąć wzroku od przedniej szyby, ale miał wielką ochotę patrzeć na przyjaciela. Jak powoli unosi się jego klatka piersiowa, jak jego włosy opadają na jego czoło, w ogóle nie wystylizowane, jak delikatnie otwiera usta i szepta coś niezrozumiale. Nie wiedział czemu, ale to uczucie „chcenia” prawie sprawiło, że się przemógł. Prawie.
Dookoła był las i cisza, które opatulały ich obu niczym ciepły koc w zimowy wieczór.
Wcale nie przeszkadzało mu to, że miał rano wstać, że mieli koncert, że w ogóle coś miało nastąpić poza tą nocną przejażdżką. Kyle po prostu jechał, słuchając z osobliwą przyjemnością jak Daniel wdycha i wydycha.
To była niby zwykła czynność, ale w przypadku Dana to było coś specjalnego. Kyle po kilku minutach rozważania doszedł do wniosku, że jego przyjaciel po prostu taki był. Specjalny.
Zaskoczyła go ta myśl, jego własne przemyślenia i to stwierdzenie, ale wcale nie czuł się dziwnie. Czuł się dobrze, że tak sądzi.
Właściwie.


Droga się ciągnęła i ciągnęła, ale wcale nie było nudno. Dan spał spokojnie już przez dłuższy czas, opierając głowę o szybę (przy okazji rozpłaszczając sobie na niej policzek), a Kyle prowadził pomimo klejących się oczu. Wiedział, że nie zaśnie ze świadomością, iż Dan leży tuż obok i liczy na to, iż ten zapewni mu bezpieczeństwo. Nie było mowy, aby coś złego mogło się stać.
Wybiła czwarta rano, a Kyle nawet nie myślał o tym, aby się zatrzymywać dopóki brunet nie otrzyma wystarczająco dużo wypoczynku i spokoju.
W końcu został zmuszony przystanąć na światłach, a Dan zaczął się wiercić.
-Dan…?
Błysnął błękitny kolor – oczy Dana. Mężczyzna zamrugał kilka razy i rozejrzał się, a jego roztrzepana czupryna odstawała we wszystkie strony, gdy usiadł porządnie na miejscu pasażera.
Spojrzał na Kyle’a z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Kyle. Ja… Muszę ci coś powiedzieć.
-Co takiego? Już lepiej się czujesz? Wyglądasz lepiej; znaczy, zawsze wyglądasz dobrze, ale wiesz, nie masz już ataku – rozgadał się Kyle.
Dan wziął głęboki oddech i spróbował się uśmiechnąć, lecz nie wyszło mu i w rezultacie wykrzywił się jakby w bólu.
-Może… Może się zatrzymasz? – Przyjaciel zerknął na niego, marszcząc brwi. – Proszę…


Zatrzymali się na jakimś odludziu, centralnie obok przejeżdżających samochodów, ponieważ jadąc przez las, Kyle nie przewidywał postoju.
Dan nerwowo się rozglądał, wzdychając co chwilę głośno. Został obdarzony zmartwionym spojrzeniem, jednak nie zważał na to. Czekał na odpowiednią chwilę, chociaż zdawał sobie sprawę, jakie to żałosne i głupie, i idiotyczne, i bezsensowne, i…
-Powiesz, o co chodzi, Dan? – odezwał się nagle Kyle, patrząc na niego uważnie. – Siedzisz tak od kilku minut i milczysz. A miałeś mówić.
Próbował uśmiechnąć się pocieszająco, ale widać, że on też zaczynał się stresować. Do tego był zmęczony po prowadzeniu samochodu przez dosyć długi czas i zamykały mu się oczy bezwiednie.
-A więc… Ja… Kocham cię.
Kyle przez chwilę marszczył brwi, jakby się czymś denerwując. Spiął się nieznacznie, jednak po chwili rozluźnił sytuację śmiechem.
-Ja ciebie też, stary – chrząknął. – Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć…?
Dan wziął głęboki oddech. To jest trudniejsze niż przypuszczał.
-Nie… Ja naprawdę ciebie kocham – To słowo smakowało bardzo dziwnie i specjalnie w jego ustach. Ale nie kłamliwie. Prawdziwie.
Kyle zawahał się przez chwilę, obserwując przyjaciela uważnie. Jakby szukał w jego twarzy przepisu na lekarstwo na raka. Przez jego głowę przesypywały się góry myśli, których nie umiał zatrzymać. Dan nie żartował, obożeoboże, Dan go kocha, samochód prawie nie ma paliwa, ale co on zrobi, obożeoboże, jak to możliwe.
-Powiedz coś, proszę – błagał brunet z oczami słodkiego szczeniaka. Zapłonął rumieńcem tak czerwonym, że upodabniał się z warzywem, jednak Kyle nie uznał tego za coś wstydliwego.
Zamiast powiedzieć coś, czego mógłby żałować, nachylił się do Dana i, zaprzeczając zdrowemu rozsądkowi, pocałował Dana.
Jego usta były suche, jednak oddech mężczyzny kojący i ciepły.
Nie był to zwykły pocałunek, chociaż na to wyglądał. Dwójka ludzi złączających wargi i wsuwających ręce we włosy czy pod koszulki…
Co w tym specjalnego?
Kyle odpowiedziałby „Dan”.
 Dan odpowiedziałby „Kyle”.

3 komentarze:

  1. "WŁAŚCIWIE"
    DZIĘKUJĘ ZA TO SŁOWO :')
    Wiesz, że Cię kocham, nie?
    Ale nie tak jak Dan tutaj, nie myśl sobie lol ;-;
    Na skajpach Ci się uwywnętrznie o tym Dylu, bo te komentarze czytają...ludzie. Ekhem.
    /kaczusia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, mimo, że lubię Bastille, to nie mogłam sobie tego tak wyobrazić, jak Ty ;-;
    Oczywiście podobało mi się, a końcówka mnie prawie wzruszyła :>
    Ale jednak czekam na 4 część Newtmasa ;')

    OdpowiedzUsuń
  3. Aweee ^^
    Juz polubiłam Dyle.
    To krótkie i treściwe. Nie przepadam za historyjkami z 'kocham cię', ale fajnie to opisałaś i rozegrałaś, nie było niczego niezręcznego w tej scenie w samochodzie. Melodramatyczne na początku, ale podobało mi się.
    Relacja dwójki w tym one-shocie także. Trudno rozrysować tło w czymś tak krótkim, a tutaj jednym telefonem i 'atakiem paniki' otrzymujemy status ich relacji, co jest potem kontynuowane w myślach Kyle'a, kiedy Dan śpi.
    Ogólnie miód na moje shashowe serducho ♥
    'To było takie natarczywe' brzmi w tym całym zdaniu trochę sztywnie, może jakaś inwersja w stylu: 'było to takie natarczywe', albo 'stało się to takie natarczywe'? Ale w sumie to żaden błąd, tylko sugestia ^^
    Chyba mignął mi gdzieś brak przecinka, ale mogłam się mylić, więc eee tam.
    Jesteś genialna ^^ i pisaj dalej, ja też się postaram, kiedy uporam się ze szkołą
    Reg ♥

    OdpowiedzUsuń