niedziela, 29 marca 2015

Dyle, czyli ile jeszcze do rana?

                                                     Kyle ze zniecierpliwieniem spojrzał na świecący w ciemności ekran telefonu. Było już czterdzieści minut po drugiej rano, a Dan nadal siedział w tym pieprzonym klubie, nie przejawiając nawet odrobiny ochoty na wyjście.
  Za to on miał już czternaście nieodebranych połączeń od Janny, do tego z miliard sms-ów. Nie był aż tak pijany, aby nie wiedzieć, co to znaczyło. Mimo wszystko, nie przejął się tym jakoś szczególnie. Martwił się o Dana jak o jakiegoś małego kotka.
    Kyle patrzył na przyjaciela z oddali, próbując nie zwracać uwagi na jego (uroczy) pijany uśmiech i skupić się na tym, że jutro mają ważny koncert w Cardiff, a kac na pewno im nie pomoże. Dana otaczała grupka ich znajomych, którzy byli równie wstawieni, co on, oraz morze butelek i szklanek. Muzyka płynęła z głośników, niektórzy ludzie tańczyli na parkiecie, jednak większość po prostu śmiała się i piła.
Jeszcze niedawno wywijał tam Kyle, a teraz coś go nagle tknęło i chciał jak najszybciej wracać do domu.
Nie był raczej typem człowieka, który lubi niszczyć innym zabawę i wracać wcześnie do domu, zwłaszcza jeżeli jest miło (jest alkohol), ale tym razem poczuł dziwną frustrację (Dan flirtował z każdą dziewczyną, jaka się napatoczyła) i zdenerwowanie. Poza tym Dan ledwo trzymał się na nogach.

Podszedł do roześmianej grupki i ścisnął ramię Dana lekko, nachylając się do twarzy przyjaciela, aby ten uważnie go usłyszał. Czuł jego ciepły oddech na swoim policzku i zadrżał lekko. Zdziwiło go to… przecież nie było mu zimno. Palce Dana kurczowo zacisnęły się na ramieniu Kyle’a, przez którego przepłynął kolejny dreszcz (oczywiście go zignorował).
-Dan, musimy wracać, stary – rzucił do niego, próbując uspokoić niepokojąco szybki oddech.
Mężczyzna pokręcił głową, jego błękitne oczy błyszczały (prawdopodobnie dzięki dużej ilości alkoholu), a usta formowały się w słowa, które ledwo dało się usłyszeć.
-Kylleeeee…. Zo…stańmy chwi… chwilkę…. – wymruczał Dan, opierając się o klatkę piersiową przyjaciela, tak jakby ten był niezwykle wygodną poduszką.
Kyle wziął głęboki wdech, opierając swoją dłoń na plecach przyjaciela.
-Nie, Dan. Idziemy.
Kilka minut później żegnali się ze znajomymi, którzy rzucali im ciekawskie spojrzenia oraz niektórzy gwizdali cicho pod nosem… Dan zwisał z ramienia Kyle’a, szeptając co chwilę do jego ucha bezsensowne słowa, a ten płonął czerwienią, czując jak jego ciałem targają dreszcze.
Zatrzymał się przed klubem, opierając się plecami o ścianę. Dan nie był za lekki.
Kyle wziął głęboki oddech, czując zimno rozlewające się na jego plecach, które dotykały muru z kamienia.
Zimne powietrze było bardzo przyjemne, lekki wiatr rozwiewał włosy jego przyjacielowi, który pewnie nawet nie zauważył, że wyszli z klubu. Uśmiechał się do Kyle’a dziwacznie… z drapieżnym błyskiem w oku (?). Serce Kyle’a szybciej zabiło, chociaż kompletnie nie rozumiał dlaczego.
Nim zdołałby się ruszyć i przeanalizować dziwne zachowanie swojego ciała oraz galopujące w jego głowie myśli, poczuł ciężar na swoim ciele, przypierający go do muru mocniej. Czuł na swojej szyi ciepły oddech oraz ruch dłoni na swoim biodrze. Zamarł.
-Dan! – syknął spanikowany Kyle. Próbował odepchnąć przyjaciela, jednak nie używał do tego całej swojej siły… Tak jakby do końca nie chciał, aby ten się odsunął. Nawet jeśli miał szansę na to, aby przyjaciel się odsunął, Dan tego nie zrobił i najwyraźniej był z tego bardzo zadowolony, ponieważ Kyle poczuł, że jego klatka piersiowa drga, a do jego ucha dotarł cichy chichot.
Kyle nie miał pojęcia czy to wpływ alkoholu, czy coś naprawdę dziwnego się z nimi działo, ale jego myśli nagle zwolniły (chociaż jego ciało nadal szalało) i zaczął odczuwać osobliwie przyjemne dreszcze, przechodzące przez całe jego ciało. Głównie w miejscach, gdzie Dan go dotykał.
W jego głowie formowało się tylko jedno słowo.
Dan.
Dan przesuwający dłoń w górę, po jego skórze, zabierając mu dech. Dan szeptający mu do ucha. Dan przyciskający jego ciało do muru. Dan paraliżujący jego ciało tylko jednym swoim ruchem.
Dan.
 Kyle zamarł, czując ciepłe wargi na swoim uchu. Jego przyjaciel coś szeptał, ale Kyle nie potrafił odróżnić prawdziwych, znaczących słów od bezsensownej, pijanej litanii.
-Co ty wyprawiasz…? – wydusił słabo Kyle, ulegając jednak Danowi, który przesunął swoje wargi na policzek mężczyzny. Niebezpiecznie szybko zbliżał się do drżących ust przyjaciela, jednak ta myśl wydawała się sprawiać mu satysfkację.
Ale Kyle aż zamarł ze strachu. Dziwnego strachu i podniecenia mieszających się w jego podbrzuszu. W jego głowie pojawiła się czarna dziura, wsysająca wszystkie jego myśli… oprócz tych związanych z delikatnymi wargami Dana na jego skórze.
Żmudne całowanie jego skóry (ale nie ust!) sprawiało, że Kyle tracił powoli cierpliwość, co doprowadzało go do szału. Dan akurat chował twarz w zagłębieniu szyi przyjaciela, kiedy ciemnowłosy wsunął mu dwa palce pod brodę i przyciągnął do swojej twarzy.
Spojrzał mu w oczy na sekundę nim go pocałował. Piękne oczy Dana błyszczały, a jego usta były lekko rozchylone, powietrze, którym oddychał, zamieniało się w parę z każdym wydechem.
Gdy ich wargi się spotkały, Dan uśmiechnął się i stanął na palcach, przyciskając Kyle’a jeszcze mocniej do ściany.
Umysł Kyle’a tak jakby wyparował, nie czuł ani zimna, ani zmęczenia, ani nawet tego otępienia po spożyciu alkoholu. Czuł tylko Dana. Dana na swoich wargach, na swoim ciele, czuł go w swoich myślach.
Przesunął dłonie po jego karku, kreśląc kółka na jego skórze, a Dan umieścił prawą dłoń na policzku Kyle’a, a lewą bawił się materiałem jego koszulki, kurczowo ją ściskając. Pocałunek był delikatny, tak jakby piętnował całą tą sytuację, całe to ciche szeptanie do siebie, łapanie się za rękę.
Wargi Dana były gładkie, delikatne, a on sam smakował żurawiną oraz wódką. Jednak było to tak oszołamiająco właściwe, że Kyle nie umiał się powstrzymać, tylko pogłębić pocałunek. Jego usta na ustach Dana. To było cholernie właściwe.
Kyle nie zdawał sobie sprawy, co czuje do przyjaciela, dopóki nie zostało to mu podsunięte pod nos.
Dosłownie podsunięte pod nos.
W końcu odsunęli się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza. Spojrzeli sobie w oczy. Dan uśmiechał się szeroko, a jego policzki były zarumienione. Pocałował go w usta jeszcze raz. Kyle nie wiedział, który pocałunek był lepszy od którego. Uwielbiał zabierać Danowi powietrze z jego płuc, uwielbiał czuć smak jego warg, chociaż robił i czuł to dopiero od paru minut.
 Niebieskooki skulił się w ramionach Kyle’a, a głowę oparł o jego klatkę piersiową, cicho oddychając, a na jego ustach błąkał się mały uśmieszek. Kyle mocno go ściskał, nadal czując targające nim emocje po pocałunku.
Czy Dan będzie pamiętał to, co się stało? A może to tylko sprawa tego, że się upił?
Można powiedzieć, że zniszczyli tym wszystko, co mieli. Przynajmniej Kyle tak uważał. Nie będzie umiał teraz normalnie patrzeć na Dana bez przypomnienia sobie tego cudownego uczucia dopasowania, bez poczucia jego warg na swoich. 
    Najgorsze było to, że Kyle’owi to się podobało. Podobało się mu to na tyle mocno, że chciał, aby brunet pamiętał o tym jutro, pojutrze, za rok i aby to kiedyś powtórzyli.
Możliwie jak najszybciej, pomyślał i znowu pocałował swojego przyjaciela.